środa, 26 listopada 2014

Listopadowy Chic Treat Club

Przez kilka dni narobiłam sobie ogromnych blogowych zaległości, nie tylko u siebie bo również na blogach, które obserwuję. Deszczowa, ponura pogoda wyssała ze mnie wszystkie siły. Korzystając z dzisiejszego słońca i tego, że wczoraj dostałam świeże listopadowe pudełko Chic Treat Club szybko przybiegłam do mojej małej Oddiette, żeby pokazać co znalazłam w środku. 

W tym miesiącu ekipa Chic Treat Club nawiązała współpracę z The Cosmetic Outlet żeby zaopatrzyć mnie w produkty, które mogą mi się przydać podczas nadchodzącego sezonu na świąteczne imprezy. W pudełku znalazłam cztery pełnowymiarowe produkty i jedną miniaturę. Z oceną wstrzymam się do końca prezentacji, ale sama nie wiem co myśleć o zawartości pudła.


Kiss Gel Fantasy Nails mają to co lubię, czyli dużo błyskotek. Co prawda rzadko sięgam po sztuczne paznokcie ale tym dam szansę, tym bardziej, że mam dobre wspomniania z pazurami typu press on. To pełnowymiarowy produkt wart 7.99 euro.


Academie Bronz' Express zostało przeze mnie dobrze przyjęte. Lubię samoopalacze, lubię siebie kiedy jestem trochę przybrązowiona. Odrobinę obawiam się wydajności tej 50ml miniatury ale jestem dobrej myśli, chyba aż taka duża to nie jestem ;-) pełnowymiarowy produkt ma 100ml i kosztuje 19.99 euro, koszt mojej miniatury to ok.9.90 euro. 


Lakier do paznokci w kolorze purple paradise z W7 bardzo by mnie ucieszył gdyby nie fakt, że wydaje się być bardziej rzadkim i słabiej napigmentowanym odpowiednikiem Sexy Divide z Essie. Raczej nie zagości u mnie zbyt długo. Wartość tego lakieru to 2.99 euro.


Fuschia Loose Eye Dust w odcieniu Galaxy to grafitowy, sypki mineralny cień z dość dużymi srebrnymi drobinami. Raczej nie sprawdzi się na sucho ale nałożony wilgotnym pędzelkiem może okazać się hitem. To pełnowymiarowy produkt wart 12.95 euro.

Na koniec zostawiłam Eyelure Brow Stencils czyli cztery szablony do brwi. Pomysł zupełnie nietrafiony, nie będę po nie sięgać, zresztą szablony są trochę niewymiarowe. Wolałabym zobaczyć na ich miejscu coś innego. To pełnowymiarowy produkt, za który zapłacimy aż 6.49euro. 

Nie jest to złe pudełko ale nie ma też wielkiego wow. W środku znalazłam produkty o wartości ok.40 euro - na stronie fb Chic Treat Club znajdziemy osoby absolutnie zachwycone listopdpwym pudełkiem i te bardzo rozczarowane. A ja jestem gdzieś po środku. Byłybyście zadowolone z tego pudełka? 

niedziela, 23 listopada 2014

Benefit / Benetint&Benebalm, Lollitint&Lollibalm

Kto nie słyszał o słynnych płynnych produktach do twarzy z Benefit? High Beam KLIK, Cha Cha Tint, Posie Tint, i, chyba najbardziej popularny, Benetint. Do tej rodziny dołączył niedawno Lollitint a gdyby ktoś poczuł jeszcze niedosyt, Benefit przedstawił nam koloryzujące balsamy do ust, korespondujące z tintami. Przyznam, że nigdy nie odczułam wielkiej potrzeby posiadania tychże, ba! pewnie nigdy nie spojarzałabym w ich stronę gdyby nie świąteczna oferta firmy. W jednym z zestawów, Sweet Tintations (ok.100zł/29euro) znajdziemy dwie miniatury tintów, o których już wspomniałam, Benetint i Lollitint. Do pary dołączone są dwa pełnowymiarowe balsamy koloryzujące do ust, Benebalm i Lollibalm. Pozwólcie, że pokażę je dzisiaj z bliska. 

sobota, 22 listopada 2014

LUSH / Baked Alaska


Norweski deser baked Alaska znam jedynie z książek kucharskich. Zapiekane lody pod pierzynką bezy mają wywołać poczucie ciepło zimnej błogości. Szkoda tylko, że nie przepadam za bezą. Podczas planowania świątecznych kolekcji,  LUSH zadbał o osobników takich jak ja i stworzył własną, mydlaną wersję tego deseru, mydło Baked Alaska. 

W całości, Baked Alaska wygląda jak wspomniany deser (Google!), a dostając swoją porcję otrzymujemy porcję cytrusowego, kolorowego kawałka nieba.
O wiele bardziej cytrusowego od Bohemian! Udało mi się znaleźć informacj, że Baked Alaska to odnowiona wersja Snow Globe, ale nie wiem, nie znam, nie orientuję się. Pozwólcie, że jeszcze raz wrócę do tego niebiańskiego zapachu, mocno cytrusowy ale z odrobiną kwaskowości. W żaden sposób nie jest to zapach kojarzący się ze Świętami ale pozwala na szybką podbudkę pod prysznicem.


Mydełko w swoim składzie olejk z grejpfruta i mirt cytrynowu, to chyba oni odpowiedzialni są za ten zapach. Zawarty w Baked Alaska olejek z ylang ylang, daje mi odrobinę słodki, kwiatowy zapach, który wyczuwalny jest jako ostatnia nuta. Swoje bardzo lekkie właściwości nawilżające możemy zawdzięczać dwóm olejom, kokosowemu i rzepakowemu. 
Mydło dość dobrze się pieni a ciepła woda tylko zwiększa intensywność zapachu. Baked Alaska będzie świetnym prezentem dla osoby, która lubi cytrusowe zapachy, warto go mieć. 

czwartek, 20 listopada 2014

MAC LE Keepsakes: Objects of Affection / zestaw różowych błyszczyków

Muszę się do czegoś przyznać, w pewnych kwestiach jestem bardzo nudna (chociaż może lepiej powiedzieć konsekwentna?) :) bo jak szminki to tylko te wyraziste, jak błyszczyki to tylko różowe a jak świąteczna kolekcja to tylko MAC. A te dwa ostatnie składniki odnalazłam ostatnio w uroczo tandetnym pudełku, który jest częścią Keepsakes:Objects of Affection. 


środa, 19 listopada 2014

Soap&Glory / Butter Yourself, masło do ciała

Nigdy nie ukrywałam, że nie znoszę się smarować balsamami, masłami, mleczkami i wszystkimi innymi. Jestem okropnym leniem i nie chce mi się ;) oczywiście, potem za to odpłacam suchą skórą, chociaż ... tylko łydki mnie nie lubią. Nawilżam się bardzo rzadko mimo że specyfików do tego mam hoho i jeszcze trochę. Niezależnie od mojej niechęci do nawilżaczy do ciała lubię je kupować, wybieram wtedy tylko i wyłącznie masła, nie znoszę lejących, mleczkowatych konsystencji. Jakiś czas temu dość mocno testowałam produkty Soap&Glory, z tego okresu pochodzi masło do ciała Butter Yourself (ok.10e/300ml).



Butter Yourself to bogate masło z kwasami AHA, masłem shea, olejkiem miętowym i sokiem pomarańczowym, całe morze wspaniałości. Masło ma bardzo zbitą, gęstą konsystencję, jak bardzo mocno ubita śmietana. Z lekkością sunie po skórze ciała, bardzo szybko się wchłania i nawilża, nie lepi się. Różnicę widzę już po pierwszym użyciu a sięgam po niego tylko wtedy kiedy jest naprawdę źle.



Czy ma jakieś minusy? Tak, jeden i to dość spory. Jego zapach, niby owocowy ale bardzo sztuczny, pachnie dość kwaśno, tak jakby jego składniki nie potrafiły się zgrać. Co najgorsze, ten smród utrzymuje się długo, jest mocny i przebija zapachy innych produktów. Dlatego ląduje u mnie tylko na łydkach. Nie mogę przez to nic powiedzieć o jego wydajności, ale na łydki nie potrzebuję wiele ;) 


Lubię Soap&Glory ale to masło okazało się śmierdzącym niewypałem,zupełnie straciłam ochotę na eksperymentowanie z nawilżaczami tej firmy.

wtorek, 18 listopada 2014

Nowości kosmetyczne / MAC, LUSH, Urban Decay, Benefit

Jakoś tak wyszło, że comiesięczne posty o nowościach kosmetycznych przemieniły się ostatnio w posty publikowane co dwa tygodnie. Wiem, że oprócz zużyć, są to najbardziej popularne posty na blogach kosmetycznych ale czasami są ... trochę męczące. Muszę pomyśleć nad inną formą tych postów, bardzo podoba mi się jak robi to Zoila, ale to raczej nie zdałoby u mnie egzaminu. Dla rozluźnienia atmosfery chciałabym zwrócić Waszą uwagę na ten suchy badyl, który widać na zdjęciach, jeszcze dwa miesiące temu był pięknie kwitnącym wrzosem ale moja własna mama zaczęła bawić się w przesadzanie kwiatów. Na całe szczęście jest lepszą mamą niż ogrodnikiem.



Jakiś tydzień temu miałam okazję znaleźć się w Debenhams podczas wieczora zniżek. To wtedy zrozumiałam, że ludzie dzielą się na tych, którzy okupują stoisko z darmowym jedzeniem/szampanem (ja) a tych, którzy przypatrują się pokazom makijażu. Kilkadziesiąt pierwszych szczęśliwców przy zakupach kosmetycznych otrzymało goody bag, w swojej znalazłam 75ml flakon perfum Hugo Boss Femme i trzy pełnowymiarowe produkty. BeneFitowy podkład Some Kind-a Gorgeous, niestety za ciemny, sypki podkład mineralny bareMinerals, dla mnie za zółty i bazę BB, też z bareMinerals, kilka tygodni temu kupiłam taką samą tylko ciemniejszą. Do tego kilka próbek perfum. Dobrze, że nie koczowałam pod Debenhams czekając na tą torebkę bo trochę bym się rozczarowała, dobrze, że zaprzyjaźniłam się z pracują tak makijażystką ;)


Przy okazji nabycia wanny nabyłam też LUSHowe bomby do kapieli. Wanna, tak samo jak kule, nie została jeszcze odpalona. Nie pamiętam już która jest która (łóżko takie ciepłe a kule tak daleko od niego), ale z tego co pamiętam to jest tu Sex bomb, chyba Avobath i chyba Honey bee. Pewnie się rozkruszą zanim zdecyduję się na kąpiel (hihi, brudasek) ale przynajmniej ładnie pachną.


MACowe świąteczne limitki jakoś mnie nie zachwyciły ale moje uwielbienie do księżniczkowych kolorów sprawiło, że szarpnęłam się na zestaw błyszczyków. Tak jak w zeszłym roku postawiłam na różowości, wyboru nie żałuję. 


A to co? Nieważne, i tak podepczę.

Urban Decay też się nie wysiliło ale jednak coś wpadło mi w oko ;-) zestaw sześciu mini szminek, różnych odcieni, i pełnowymiarowej konturówki wołał do mnie mamo. Dobra, nie wołał, tak tylko rzuciłam. Ładnie wygladają, nie wiem jak się sprawują, nie było czasu na testy.


Ostatni, tyci zestaw b.right! z tyci produktami do twarzy Benefit. Nie ukrywam, że wolę apteczną pielęgnację do twarzy ale mały skok w bok jeszcze nikogo nie zabił, co najwyżej wywołał wysyp pryszczy. 

Wziąć coś w wysokie obroty i o tym tu napisać? Co chciałybyście zobaczyć z bliska? 

poniedziałek, 17 listopada 2014

The 'Me Time' tag

Jakby się tak zastanowić to nie robiłam żadnego tagu od ho ho i jeszcze trochę. Jakoś tak się złożyło, że nic mnie przez ten czas nie zainteresowało. Nawet kilka dni temu pomyślałam, że muszę sobie coś przygruchać i zrobić małą przerwę od recenzji. Nie dalej jak przedwczoraj zostałam otagowana przez Żanetę do odpowiedzenia na The 'Me Time' Tag, temat jest lekki i przyjemny, czemu by się nim nie zająć w poniedziałkowy ranek? 



              Co oglądasz lub czytasz podczas swojego 'czasu dla siebie'? 

Przyznam, że częściej coś czytam niż oglądam. Jestem w mniejszości, która nie ogląda żadnych seriali, filmiki na youTube oglądam przed pójściem spać a raczej traktuję je jak usypiacze.Raz w tygodniu obejrzę z siostrą jakiś film na DVD ale raczej wolę słowo pisane ;)
W wolnej chwili przeglądam blogi, czytam książki na Kindle, przeglądam czasopisma, te w wersji papierowej jak i mobilnej.
              Co masz na sobie podczas czasu dla siebie? 
Gustownie miętowy, ciepły dresik lub równie gustowną, ciepłą pidżamkę i często ufaflunioną jedzeniem w gwiazdki/serduszka/jelonka Bambi.
              Jakich produktów kosmetycznych używasz podczas czasu dla siebie? 
Pewnie znowu znajdę się w mniejszości bo mając wolną chwilę nie nakładam na siebie 432773124896 kosmetyków, tylko jednego dnia zrobię sobie maseczkę, drugiego mogę nabalsamować się od stóp do głów, trzeciego, czwartego i piątego dnia nie zrobić nic bo mi się nie chce żeby dnia szóstego nałożyć bardzo ważną odżywkę do brwi i bardzo ważne plasterki peelingujące do nosa.
             Aktualnie ulubiony lakier do paznokci ... 
Aktualnie nie istnieje bo stan moich paznokci woła o pomstę do nieba.
            Co jesz/pijesz podczas czasu dla siebie?
Bezkofeinową kawę ze spienionym mlekiem sojowym a przegryzam ją jagodami goji. Taki żarcik. Nie należę do osób zdrowych i fit a wszystko co jest zdrowe według najnowszych trendów zazwyczaj mi nie smakuje. Wzdryga mnie na myśl o owsiance, wykrzywia mi się twarz kiedy widzę smakowe herbatki i kawki, najbardziej smakuje mi czarna, mocno słodzona herbata z plasterkiem cytryny czy normalna kawa a do zdrowych przekąsek najbliżej mi było kiedy przez pomyłkę kupiłam paluszki z sezamem zamiast solą i kiedy smażyłam prażoną kukurydzę na oleju kokosowym bo zabrakło zwykłego.
          Aktualnie ulubiona świeczka?
Wypadałoby sypnąć jak z rękawa tysiącem nazw Yankee Candle ale no, jakby to powiedzieć, sama nie palę żadnych świeczek. Zazwyczaj o tym zapominam, czasami coś powącham w sklepie i często doceniam świeczki, które odpala moja mama.
         Czy kiedykolwiek miałaś dla siebie czas 'na zewnątrz'?
Chodzę czasami na plażę, zdarza mi się też samej zrobić zakupy.
         Czy kiedykolwiek poszłaś sama do kina? 
Jeszcze mi się nie zdarzyło. 
          Ulubiony sklep online?
Nie mam jednego, top sklepu. Lubię jednak zaglądać na River Island, House of Fraser, feelunique czy Brown Thomas.
Coś do dodania? Co jeszcze robisz podczas swojego czasu dla siebie?
Reguluję brwi, bawię się z kotami i psami, planuję książkę dla dzieci, leżę na łóżku i wyobrażam sobie niestworzone rzeczy/patrzę tępo w ścianę. Można nawet powiedzieć, że zajmuję się niestandardowymi zajęciami, które blogerce nie uchodzą albo uchodziłyby gdyby ktoś też się do nich przyznał ;)

Nie będę nikogo wskazywać palcem ale zapraszam do zabawy te z Was, które chcą opowiedzieć trochę o sobie :) 




niedziela, 16 listopada 2014

MAC LE The Matte Lip / Fashion Revival

Szminka, szmineczka, szminunia. Nic nie poradzę na to, że je uwielbiam a im mocniejszy kolor tym lepiej. Ten koci typ tak ma. Średnio co miesiąc trafia do mnie produkt naustny, no nie mogę się wręcz powstrzymać i musi być stałym punktem zakupów kosmetycznych. Kilka tygodni temu sprawiłam sobie szminkę z MACowej limitowanej edycji The Matte Lip czyli cudowny odcień Fashion Revival (86zł/3g). 



Fashion Revival to ciemna, bardzo dojrzała a niemal przejrzała malina. Prawdziwy jesienny kolor, który tak mnie zachwycił, że od ponad tygodnia nie schodzi z moich ust.



Fashion Revival to mat jak się patrzy. Ma porządne, pełne krycie i równomiernie się rozprowadza. Szminka ma dość suchą konsystencję ale nie zauważyłam żebym musiała ją ciągnąć po ustach. 


O ile inne MACowe pomadki nie wysuszają moich ust o tyle Fashion Revival ma do tego niemałą tendencję. Od czasu do czasu podkreśla wyimaginowane suche skórki. Zupełnie mi to nie przeszkadza bo jestem dosłownie zakochana w tym odcieniu. Nie mogę nie wspomnieć też o trwałości, jest naprawdę wielogodzinna (ok. 8h) a kolor tak wżera się w usta, że można nawet zaryzykować stwierdzeniem, że kolor utrzymuje się od jednego peelingu do ust do drugiego. 


Uwielbiam Fashion Revival, to naprawdę cudowny, jesienny kolor! Po jakie odcienie sięgacie podczas tych chłodniejszych miesięcy? 

sobota, 15 listopada 2014

Real Techniques / pędzle do oczu / warto?

W lipcu dumałam nad pożytecznością pędzli do twarzy z Real Techniques KLIK. Nie są złe, ale według mnie, te które znajdziemy w zestawach są w większości niepraktyczne, nie pasują do zadań przyznanych im przez siostry Chapman. Od ponad pół roku w mojej pędzlowej kolekcji znajduje się kolejny zestaw, starter set (ok.90zł), który zawiera podstawowe pędzle do makijażu oka. Swój zestaw kupiłam w Tk Maxx o 10 euro taniej, w Boots znajdziemy je za 28euro. Czy są to pędzle, którymi wykonamy pełny makijaż oka i, najważniejsze, czy są warte swojej ceny? 




W zestawie znajdziemy pięć pędzli i podstawkę, której od razu się pozbyłam bo uznałam ją za zupełnie niepraktyczną. Nie będę się rozpisywać na temat wyglądu/włosia tych pędzli bo o tym pisałam już przy okazji Core Collection KLIK.




Base Shadow Brush przeznaczony jest do nakładania cieni na powiekę ale ja wolę rozcierać nim cień w załamaniu powieki. Jest sprężysty, gęsty i łatwo się nim operuje a mimo to nie sięgam po niego zbyt często. Chyba inne, prawdziwe kulki do rozcierania lepiej leżą mi na powiece.



Przeznaczony do konturowania powieki, okrągły i mocno zbity Deluxe Crease Brush jest ogromny. O wiele za duży do mojego załamania powieki, nie wyobrażam sobie blendowania cieni z jego pomocą. Lubię za to użyć go do nakładania korektora i konturowania twarzy, świetnie się nim nakłada kremowe produkty.


Muszę przyznać, że accent brush to mój najbardziej ulubiony pędzel z tego zestawu. Uwielbiam nakładać nim cień na dolną powiekę, rozcierać nim kreskę i nakładać jasny cień w kąciku. Fantastyczny, bardzo użyteczny pędzel chociaż mógłby być bardziej miękki.



Sporym nieporozumieniem jest tu brow brush, który jest za szeroki, za gruby, za duży do brwi. Nie znalazłam dla niego żadnego zastosowania bo do robienia kreski na powiece też zupełnie się nie nadaje.



Fine liner brush też nie zachwyca. Niby można zrobić nim dobrą kreskę na powiece ale trzeba włożyć w to więcej pracy i czasu a tego nie lubię. Pędzelka używam rzadko, nie do żelowego eyelinera a do przyciemnienia linii rzęs.

Nie jestem zadowolona z tego zestawu. Moim zdaniem nie są użyteczne, ciężko znaleźć dla nich zastosowanie, są za drogie. Osobom zainteresowanym pędzlami do oczu Real Techniques radziłabym albo zakup pojedynczych pędzli albo zainwestować w pędzle, które są praktyczne. Przyznam, że dziwią mnie bardzo pozytywne opinie o tych pędzlach na innych blogach, może problem nie tkwi w nich a we mnie?
Dajcie znać czy znacie te pędzle i co o nich sądzicie.

piątek, 14 listopada 2014

NYX Butter Gloss / Maple Blondie

Odkąd na irlandzkie kosmetyczne salony wkroczyły kosmetyki NYX lubię od czasu do czas coś ichniego sobie sprawić. Ubolewam nad faktem, że szafa tej marki w dostępnych mi miejscach jest dość uboga i mimo dość długiej listy chcieci nie mam możliwości jej zrealizować. Szkoda, bo moje dotychczasowe doświadczenia z tą marką są bardzo pozytywne. Nigdy nie ukrywałam, że lubuję się w mocnych, wyrazistych pomadkach ale od czasu do czasu nie pogardzę błyszczykami. A jak błyszczyk mnie czymś zachwyci to nie ma zmiłuj, będę go katować aż się skończy. Do takiego końca zmierza Butter Gloss z NYX (29.90zł/8ml). 



Wybrałam dla siebie odcień Maple Blondie, głęboka, ciepła różowa brzoskwinia o bardzo kremowym wykończeniu. Nie wiem jak inne kolory ale moja blondyna nie rozprowadza się jednolicie na ustach, raczej potrzebne jest lusterko podczas aplikacji, ale w żaden sposób nie odbiera to jej uroku. Mimo swojej kremowej i dość ciężkiej konsystencji ani trochę się nie klei, nie rozlewa się a schodząc z ust robi to równomiernie.


Na ustach bez picia i jedzenia wytrzymuje u mnie około dwóch godzin. Jednak prawdziwym atutem tego błyszczyka są jego nawilżające właściwości, które sprawiają, że noszenie go to sama przyjemność.



Nie będę ukrywać, że polubiłam Maple Blondie i chętnie sięgnę po inne kolory, może na przykład taki Creme Brulee? Na co jeszcze warto zwrócić uwagę podczas buszowania po szafie NYX? 

środa, 12 listopada 2014

Essie / Fill The Gap

Nigdy nie ukrywałam, że moje paznokcie są w opłakanej kondycji. Nie ukrywam też, że traktuję je trochę po macoszemu i nie poświęcam im za dużo uwagi. Chciałabym mieć paznokcie, które wyglądają zdrowo, łatwo je zapuścić no i nie mogą się rozdwajać. W tym wszystkim miała mi pomóc odżywka Fill The Gap ok.35zł/15ml) z Essie, którą udało mi się jakiś czas temu dorwać na promocji za grosze. 
Fill The Gap to wygładzająca baza do paznokci, która podobno zawiera nutri keratinę i ekstrakty z bambusa i kilka innych składników, które mają nawilżyć płytkę paznokcia, sprawić, że będzie mniej podatna na złamania a bruzdy mają być wypełnione. 


Bujda na resorach, moi drodzy bo żadnych spektakularnych efektów nie zauważyłam. Co prawda, paznokcie są wygładzone ale nie stały się wzmocnione a ich kondycja ani trochę się nie poprawiła. Po nałożeniu daje pół matowy efekt, lekko wsiąkając w paznokcie. Mimo zapewnień, że nadaje się jako lakier bazowy nie przedłuża żywotności innych lakierów ale dzięki niej paznokcie nie odbarwiają się ani nie żółkną po ciemnych kolorach.


Nie nazwałabym Fill The Gap odżywką a wygładzającą bazą pod lakier, która nie jest warta swojej ceny ani trochę. I teraz mam pytanie, jak odratować paznokcie? Nie maluję ich, staram się używać odżywek a one nie rosną i na dodatek bardzo się rozdwajają. Jak żyć?

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...