poniedziałek, 31 grudnia 2012

Mijający rok na moim blogu ...



Hej!
Większość z Was pewnie już ma plany na dzisiejszą noc z zaplanowanym strojem i makijażem, niektóre pewnie nadal zastanawiają się co by tu założyć. Na szczęście(czy szczęście) mnie to nie dotyczy bo ktoś musi pracować żeby bawić mógł się ktoś.


sobota, 29 grudnia 2012

O She Said Beauty Boxie, GlossyBoxie i innych boxach

Hej :) Dzisiaj będzie inny post - trochę mojej gadaniny. Niby nic ważnego ale ...
Kiedyś, kiedy wena do blogowania nachodziła mnie raz na miesiąc, pokazywałam Wam co dostałam w moim GlossyBoxie. To chyba był nawet mój pierwszy beauty box, nie byłam z niego zbyt zadowolona ale zdecydowałam się kontynuować moją subskrypcję. Do czasu kiedy chyba we wrześniu dostałam pudełko ... śmieci bo tego inaczej nie można było nazwać. Dostałam saszetki kremów przeciwzmarszczkowych i próbki perfum. Co dziwniejsze : blogerki prowadzące współpracę z GB dostawały same najlepsze, pełnowymiarowe produkty. Zwykli śmiertelnicy tacy jak ja dostali próbki. I powiedziałam 'dość' bo toto mogę dostać w sklepie za darmo. Ale po miesiącu brakowało mi elementu niespodzianki i zaczęłam się rozglądać za beauty boxami, które są tu dostępne. Zdecydowałam się zamówić She Said Beauty. Po zrobieniu rekonesansu wydawało mi się, że dają ciekawe rzeczy a na dodatek  pudełka są tańsze od GB.
Naprawdę byłam z nich zadowolona, może nie do końca dostawałam miniaturki luksusowych kosmetyków ale nie mogłam zbytnio narzekać. Na początku grudnia jak zawsze dostałam mejla, że moje pudełko jest już w drodze a także, że to już ostatnie pudełko. Finito, kaput. Zrezygnowali z tych comiesięcznych niespodzianek. Zazwyczaj SSB trafiało do mnie w przeciągu trzech dni. Czekałam dwa tygodnie i nic. W końcu napisałam mejla do obsługi klienta i nowe pudełko miało być do mnie wysłane. W Wigilię dostałam moje pudełko

A co w nim znalazłam?

piątek, 28 grudnia 2012

Pierwsze podejście do Original Source

Hej :)
Chyba tydzień temu chwaliłam się Wam moją wygraną w konkursie czyli żelami pod prysznic z limitowanej edycji Original Source. Od razu wzięłam się za testowanie i dzisiaj przybywam z recenzją jednego z nich. Na pierwszy ogień poszedł żel o zapachu śliwki i syropu klonowego.

Jeżeli chcecie wiedzieć co o nim myślę, zapraszam do dalszej lektury.

czwartek, 27 grudnia 2012

BeneFit znowu próbuje zrobić ze mnie BADgal...

Hej :)
Dziękuję Wam za tyle miłych słów pod ostatnimi postami - jesteście wielkie! Żałuję, że już po świętowaniu ale pocieszam się odliczaniem do kolejnych Świąt ;) Czy Wy też wyglądacie/ czujecie się jak pękate beczułki? Ja jak najbardziej, znowu przeholowałam z świątecznymi przysmakami ale makowcu się nie odmawia kiedy patrzy na Ciebie wzrokiem' zjedz mnie', prawda?

Wracając do tematu dzisiejszej notki. Pamiętacie jak w jednym z (jedynym?) poście zakupowym pokazywałam Wam mój nowy nabytek BeneFitu? A potem przygotowałam recenzję tuszu do rzęs BADgal ( o tutaj).Teraz nadszedł czas na kilka słów o drugim panu z tego duetu czyli BADgal liner.

wtorek, 25 grudnia 2012

Co znalazłam pod choinką?

Hej :)
Przed chwilą oderwałam się od świątecznego obżarstwa żeby zobaczyć co słychać w blogosferze. I tu zauważyłam mały wysyp postów prezenciakowych dlatego pomyślałam, że i ja pokażę czym obdarował mnie w tym roku Mikołaj.


Od razu uprzedzam, że zrobiłam masę zdjęć (jak zawsze), nie mogłam się zdecydować które wybrać (jak zawsze) i będzie to kolejny długi post (też jak zawsze).

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Czego Wam życzę?

                                                     Kochani moi :)


                   Z okazji Świąt życzę Wam wszystkiego co najlepsze:
                     dużo szczęścia, miłości i zdrowia,
                      Spełnienia najskrytszych marzeń,
                      zielonej, pachnącej igliwiem choinki
                      a dookoła niej wspaniałych prezentów
                       i ciepłej, rodzinnej atmosfery wypełnionej melodią kolęd :)

                                                        Wesołych Świąt!

                                      
                                                                                                                        Buziaki,
                                                                                                 
                                                                                                                          
                                     
                     

sobota, 22 grudnia 2012

Koniec świata z Urban Decay

Hej :)
Dzisiejszy post znowu na szybko - owa rzecz ledwo co opuściła sklepową półkę także na głębsze przemyślenia jeszcze jest czas. Jak już chyba wszystkie wiecie, Urban Decay wypuścił na rynek nową paletkę sześciu matowych neutralnych kolorów. Niektóre wielbicielki paletek Naked czekały na nią z niecierpliwością. Ja kiedy zobaczyłam zdjęcia w Internecie stwierdziłam, że jej nie potrzebuję bo doszukałam się podobieństwa do kolorów, które już mam. Ale! Wczorajszy 'koniec świata' uświadomił mi, że jak huknie w Ziemię to huknie i po cholerę mi w takim razie ciułać pieniądze?
I tadaaam! Oto moja Naked Basics Palette


Opakowanie wykonane jest z gumy (gumowego plastiku?) czyli zawsze coś innego. Zamyka się na kliknięcie ale muszę poćwiczyć jego otwieranie albo liczyć na to, że się wyrobi bo boję się o moje paznokcie ;) W środku jest lusterko, czego chcieć więcej? Wielkościowo: każdy cień ma 1.3 g o ile dobrze myślę, cienie w Naked i Naked 2 mają tyle samo ale sama paletka jest maciupka, troszkę mniejsza od iPhone.


Niestety nie miałam jeszcze czasu na maźnięcie powiek, winę zwalam na przygotowania do Świąt ;)
Kolorystycznie wygląda to tak

Venus to jedyny satynowy z lekką poświatą kolor a reszta to maty. Moim zdaniem świetne kolory dla osób, które tak jak ja wybierają bezpieczne i delikatne kolory w ciągu dnia.
Wiem, okropna jakość ale zdjęcie było robione na szybko
Foxy wygląda na żółtawy beż Walk of Shame to lekki róż Naked 2 to kawowy brąz Faint to ciemniejszy brąz a Crave to czerń z lekką brązową poświatą.
Ścierając próby na ręku zauważyłam, że trzy ostatnie kolory są trochę lepiej napigmentowane od tych pierwszych ale nic to, przecież to tylko kolory bazowe. Ale mają super konsystencję i nie żałuję ich kupna.

Już się nie mogę doczekać prób na powiekach! Tymczasem ja zmykam, te kilka ciast samo niestety się nie upiecze.

A co Wy myślicie o tej paletce? Jesteście na tak czy nie? 

                                                                                                                     Buziaki,
                                                
                                                                                                                  

czwartek, 20 grudnia 2012

Nananana moja mała wygrana :)

Trochę ponad tydzień temu wygrałam konkurs u Oli z Belleoleum, a dzisiaj przyszło mi się chwalić moją nagrodą :)  Oto co znalazłam w paczce :

                                              Prawdziwy szał kolorów, prawda?
Chyba każda z Was już miała, a napewno słyszała, o żelach pod prysznic z limitowanej, świątecznej edycji Original Source? Tak więc pora na ich posiadanie przyszła i na mnie. Już je niuchałam, oba zapachy są świetne chociaż bardziej skłaniam się ku wersji o zapachu pomarańczy i lukrecji. Swoją drogą pół życia byłam przekonana, że lukrecja to jakaś bardziej wymyślna nazwa lukru - przed chwilą to to wygooglowałam i okazało się, że moje przekonanie legło w gruzach ;) A wszystko zapakowane było w eko-worek, który pełni wdzięczną rolę tła.

Dostało mi się też skromne kilka próbek


A także przesłodki pendrajw.

Do teraz takie gadżety kojarzyły mi się z różnymi pracami czy projektami do szkoły, które zapisywałam na przenośnych urządzeniach ale teraz już nie mogę się doczekać żeby go użyć.
A kiedy odwróciłam się na chwilę, pewna futrzana panienka stwierdziła, że to napewno prezent dla niej.
Ucieszyła się ogromnie, że w końcu dostępny jest żel pod prysznic pasujący rozmiarem dla jej małych łapek. I na nic zdały się prośby, żeby mi to oddała. Dopiero po zaprezentowaniu możliwości pendrajwa, dziubdziuś zdecydował się pożegnać ze swoim niedoszłym kosmetykiem.
Zdegustowana odrzuciła to w bok, narzekając na to, że nikt nie myśli o takich pięknościach jak ona i nic jej nie sprezentuje.

Biedny kocurek niech się obraża a ja biorę się za testowanie żeli ;)

                                                                                                                    Buziaki,
                                                       
                                                                                                                          
         

środa, 19 grudnia 2012

Święta, Święta ...

                                                                          Ho, ho, ho!

Czy u Was w domach czuć już świąteczną atmosferę? O ile jeszcze kilka dni temu u mnie był tylko małe akcenty wskazujące na nadchodzące Święta o tyle od wczoraj czuć, że tylko kilka dni dzieli nas od świętowania bo w domu zagościła choinka i wszelakie inne ozdoby. Możliwe, że jestem trochę stronnicza ;) ale uważam, że wyglądają całkiem ładnie.
Dlatego dzisiejszy post będzie zupełnie niekosmetyczny, za to uraczę Was masą zdjęć.
Choinkę chciałam ubrać już w listopadzie, codziennie dopytywałam się czy już możemy ją wyciągnąć i chyba nie wytrzymałabym gdybym musiała czekać do Wigilii.
To chyba moje ulubione ozdoby choinkowe w tym roku

Prawdziwi kolędnicy raczej do nas nie trafią dlatego muszę zadowolić ich małymi pomocnikami

                                               
                                                  Znalazła się też u nas mała szopka


        Wieczorem do drzwi zapukał Mikołaj i zapytał czy może u nas odpocząć i zrobić pranie. A Mikołajowi się nie odmawia, prawda? 

Komin mamy ale wolimy dmuchać na zimne ;)

Ozdoby są dosłownie w każdym kącie domu :)



Mali domownicy też udekorowali swoje kąciki. Kicia stwierdziła, że nie może być gorsza i dzwoneczki muszą być :)

Na szczęście nie próbuje nas uszczęśliwić nocnymi koncertami, ale podejrzewam, że ćwiczy kiedy nikogo nie ma w domu i premiera nastąpi w Wigilię. 

Ufff, zdjęć jest jeszcze więcej ale na dzisiaj wystarczy - nie chcę przecież Was zanudzić.

Uwielbiam oglądać zdjęcia ozdób świątecznych i choinek, a Wy? Przystroiłyście już  Wasze drzewka?

                                                                                                                  Buziaki,
                                                                              
                                                                                                                     




wtorek, 18 grudnia 2012

Temu panu już podziękujemy ...

                                                Cześć :)

Delikatny masaż twarzy podczas aplikacji kremu to moja ulubiona część pielęgnacji a wieczorny masaż twarzy jest jak wisienka na torcie. Tylko ... w końcu pojawiło się pytanie jakiego kremu użyć? W ciągu nocy kiedy my odpoczywamy nasza skóra twarzy ciężko pracuje żeby się odżywić, wyglądać gładko i zdrowo dlatego używanie na noc zwykłego, dziennego kremu nawilżającego wydawało mi się być trochę niesprawiedliwe wobec mojej biednej buzi. Kompletnie nie wiedziałam jaki krem wybrać i kiedy zobaczyłam tego pana stwierdziłam, że czemu go nie spróbować.

 A mowa o kremie Johnson's Rehydrating Night Cream dla skóry normalnej.                         

sobota, 15 grudnia 2012

Czy to cień w kremie czy eyeliner?

O ile eyeliner towarzyszy mi od kilku lat, o tyle zawsze to był eyeliner koloru czarnego. Pewnego dnia powiedziałam basta! i poszłam do sklepu w celu znalezienia czegoś kolorowego. I znalazłam to w szafie Collection 2000. Nie miałam wcześniej żadnych kosmetyków z tej firmy toteż podeszłam do ich szafy jak pies do jeża. Wybór padł na Lasting Colour Gel Eyeliner w kolorze Gold i Teal. Dostępne są jeszcze dwa kolory - Black i Brown.

Do każdego eyelinera dołączony był mini pędzelek, z kategorii fiu bździu, którym raczej nie da się namalować normalnej kreski dlatego od razu poleciały do kosza. Eyelinery mieszkają w małych słoiczkach, niestety nie wiem jakiej są pojemności, ta informacja nie była umieszczona na kartoniku. Powiedziałabym jednak, że są dość sporych gabarytów i raczej ich nie zdenkuję.


Od żelowych eyelinerów oczekuję pewnej gładkości w nakładaniu i oba kolory ten warunek spełniają. Dobrze napigmentowany jest tylko Teal, taki trochę morsko zielony eyeliner. Po kilku godzinach kolor lekko się ściera ale nie rozmazuje się.

Gold, moim zdaniem, wcale a wcale nie nadaje się na bycie eyelinerem. Jako kreska na powiece wygląda trochę tanio a miałam co do niego wielkie oczekiwania, myślałam, że jego perłowe wykończenie będzie miłym akcentem. Znalazłam dla niego inne zastosowanie : używam go jako cień do powiek. Lekko roztarty wygląda już o wiele ładniej.


Ogólnie oceniam je na plus. Są tanie, łatwe do nałożenia. Jedyne do czego mogę się przyczepić to lekka trudność przy demakijażu, muszę delikatnie potrzeć oczy żeby zeszły.

 Zloty eyeliner dał się wykorzystać w inny sposób toteż nie wyrzuciłam pieniędzy w błoto. Szkoda, że w ofercie nie mają innych kolorów na przykład fioletu. Wiem, że Essence miał (ma?) fiolet w swojej ofercie ale nigdy się na niego nie natknęłam.

Lubicie kolorowe eyelinery? Macie swoich ulubieńców?
                                                                                                 Buziaki,
                                                                               
                                                                                                           

P.S. Dlaczego nikt nie powiedział mi, że w ostatnim poście pisałam o cieciu zamiast cieniu? ;)

czwartek, 13 grudnia 2012

Niczym kameleon ...

Cześć! :)
Pamiętam mini szał na cieć do powiek C'mon Chameleon! z Catrice. Ten tańszy odpowiednik MACowego cienia Club był na językach, oczach i blogach wszystkich. Nic dziwnego, że zapragnęłam go mieć, ale zdobycie go zajęło mi prawie rok. Powód? Spotkanie szafy Catrice graniczy u mnie z cudem. W końcu ten słynny kameleon jest już mój a ja nie wiem co o nim myśleć ...



wtorek, 11 grudnia 2012

W różu siła!

Hej :)
Czy Wam też weekend zleciał w mgnieniu oka? Nie znoszę kiedy mam wielkie plany na zrobienie tysiąca rzeczy w te dni wolne a w poniedziałek rano okazuje się, że nie zrobiłam prawie nic.
 Dzisiejszy post miał być o czymś innym ale najwidoczniej okres przedświąteczny przerósł panów listonoszy i moja paczka jeszcze do mnie nie dotarła.
Ale przybywam do Was ze zdjęciami szminki, myślę, że można ją nazwać szminką pierwszych razów. Dlaczego tak? A bo to moja pierwsza szminka z Bootsowej 17, która dołączyła do mojej rosnącej kolekcji wszelkich mazideł do ust i jest to też moja pierwsza wściekle różowa szminka.
Mowa o Lasting Fix Pink Power, rożowej różowości o dosyć chłodnym odcieniu.

niedziela, 9 grudnia 2012

Trochę techniki w mojej kosmetyczce


Źródło : klik
                                             

Ile z Was ma w swoich zbiorach zalotkę? A ile z Was naprawdę jej używa? Zalotka podobna do tej na powyższym zdjęciu leży w mojej kosmetyczce od trzech lat ale z ręką na sercu przyznam, że użyłam jej kilka razy. Zalotki mają na celu otworzyć oko poprzez podkręcenie rzęs. Ja tego jednak ani razu nie zauważyłam i odłożyłam ten przyrząd na bok. Potem wyczytałam, że lekkie podgrzanie zalotki suszarką da zniewalające efekty. I może by dało gdybym wyczuła moment kiedy zalotka jest lekko ciepła, ja ten moment przegapiłam i niestety sparzyłam sobie powiekę. Zalotka znowu poszła w kąt a ja myślałam, że podkręcone rzęsy nigdy nie będą mi dane.
Ale będąc w Tk Maxx, na półce wypatrzyłam ... termiczną zalotkę Champneys, wiedziałam, że musi być moja.


piątek, 7 grudnia 2012

Czy BeneFit zrobił ze mnie BADgal?

Z postu denkowego wiecie, że mojemu tuszowi False Lashes z MACa powiedziałam ostatnio pa, pa. A z postu zakupowego wiecie, że w moje ręce wpadł tusz do rzęs z BeneFitu BADgal. Myślę, że najwyższy czas na wyrażenie o nim mojej opinii.

środa, 5 grudnia 2012

Wyciągnięte z czeluści szuflady

Mówiłam już, że moje kosmetyki są porozrzucane po różnych kątach i zakątkach? Po mamie odziedziczyłam  syndrom chomika. I tak chomikuję,chomikuję bez opamiętania a co jakiś czas odkrywam małe znaleziska. Tak było i tym razem, przetrzepując torebkę nienoszoną od wakacji natknęłam się na to

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Projekt Denko po raz pierwszy

Skromne bo skromne, najważniejsze, że jest. W końcu udało mi się zdenkować w listopadzie więcej niż jedną rzecz ;) Wasze posty już się pojawiły, obejrzałam je z ciekawością i wielkim podziwem. U mnie wszystkie kosmetyki leżą pootwierane a ja zamiast wykorzystać te już zaczęte otwieram nowe.
Na początku nie miałam nawet zamiaru umieszczać na moim blogu tego typu postów a potem doszłam do wniosku, że czemu nie? Niech to będzie dla mnie motywacją do denkowania :)


Większość z nich jest już Wam znana, niektóre recenzje się tutaj pojawiły ale od początku.

Tonik z AA, trochę u mnie przeleżał. Nie byłam przekonana do toników to też go nie używałam. Poganiana kończącą się datą ważności skończyłam go i nie wiem co o nim myśleć? Przemywał nim twarz przed nałożeniem makijażu i po demakijażu, cudownych właściwości nie zauważyłam i nie wiem czy kupię ponownie.
Dwufazowy płyn do demakijażu z Garniera o którym pisałam tu. Mam jeszcze jeden w zapasie ale poluję na inny produkt do demakijażu więc są to moje ostatnie chwile z tym kosmetykiem.


Zmywacz do paznokci, którego zużycie zabrało mi całe wieki. Produkt jak produkt, wykonał swoje zadanie. Mam już inny w użyciu, tego nigdzie ostatnio nie widywałam więc raczej nie pojawi się u mnie ponownie.
Żel pod prysznic Sanex, miał nawilżać a tego u niego nie zauważyłam ale(!) nie wysuszał czyli złego słowa o nim nie mogę powiedzieć. Świetnie się pienił, dobrze oczyszczał, pachniał neutralnie. Mam zaczęte jeszcze jedno opakowanie ale nie kupię ponownie. Nie przywiązuję się do żeli pod prysznic wolę testować nowe :)
Peeling I love ... , niestety nie zdzierał martwego naskórka tak jak powinien ale pachniał przepięknie, kokos był bardzo wyczuwalny, unosił się jeszcze przez chwilę po prysznicu. Mimo, że nie spełniał swojej roli napewno kupię ponownie jego inne wersje zapachowe. Za ten obłędny zapach wybaczę mu wszystko, mogę go przecież wykorzystać jako żel pod prysznic :)

Tusz do rzęs False Lashes z MAC o którym pisałam tu. Niby nie zdenkowany ale nadszedł czas kiedy powinien być wymieniony. Mój ulubieniec ale ma już swojego następcę i raczej już nie kupię - jest tyle innych tuszy do rzęs do przetestowania :) Trafił na kupkę rzeczy czekających na wymianę w programie Back to MAC
Maseczka do twarzy o zapachu ogórka i aloesu. Miała działać kojąco, uspokajająco i rewitalizująco. 15 ml wystarczyło na dwa użycia. Oprócz wyczuwalnego zapachu ogórka nic mnie w niej nie zachwyciło, ot coś do nałożenia na twarz. Szału nie było. Jeszcze jedna saszetka leży gdzieś w koszyczku.
Szampon bananowy Blousey z Lusha o którym pisałam tu. Fajny szampon ale raczej nie kupię. Powód jest taki jak zawsze - są tysiące szamponów do przetestowania :) tym bardziej, że na stronie Lusha wypatrzyłam kilka produktów, które kiedyś będą moje.
I to by było na tyle. Nie ma tego dużo, ale mam nadzieję, że w grudniu będzie tego więcej :)

Mam nadzieję, że spędziłyście miło weekend :)

                                                                                post signature
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...